piątek, 16 stycznia 2015

Zanim zacznę opisywać "zalety" kolejnych testowanych uli opiszę jeszcze kolejną, jakiej nie sposób nie zauważyć w ulach japońskich.
Sytuacja występuje przy podziale rodzin, podczas wybębniania, wydymiania czy wykonywaniu sztucznej rójki. Zwał jak zwał.
Oprócz tego, że pszczoły niechętnie złażą na dół gniazda, kiedy już po znacznym wysiłku uda się to zrobić, może zdarzyć się sytuacja, kiedy silna rodzinę wyjściową będziemy chcieli podzielić na dwie czy trzy rodzinki weselne.
Cięcie rodziny, w której jest niewiele pszczół lotnych w okresie rojowym nie wywołuje takiej agresji jak przy miodobraniu. To fakt. Ale zmuszeni jesteśmy do cięcia plastrów z czerwiem i pierzgą, nierzadko pszczół, które się tam znajdują. Ponadto są to plastry kilkukrotnie zaczerwione więc cięcie nie jest takie łatwe. Nawet dość grube struny potrafią się zerwać niczym nić...
Jednak to nie wszystko. Kiedy tniemy gniazdo na pół głowa jest zalana nakropem i w niej jest zdecydowana większość zapasu. Na dole zostaje czerw z pierzgą. Pocięte plastry i zapach wydobywający się z takiego ula to "zapalnik" do rabunków. A rodzina bez większości pszczoły lotnej ma zaburzoną barierę ochronną. Zanim kolejne pokolenia pszczół się wylęgną rodziny może już nie być.
Cięcie plastrów struną powoduje także niszczenie mostków, które przytwierdzają plaster do ściany ula. Górna część gniazda zwykle jest mocno przytwierdzona. W dolnej zaś znajdują się, świeżo odbudowane plastry, które po operacji będą latać jak przysłowiowe "psu jajca".

   Przypomina mi się także zabawa z wycinaniem czerwiu trutowego z japończyka.
Stawia się rodzinę wysokości kilku korpusów na głowę. Jeśli podczas tej operacji nie rozleciały się korpusy miażdżąc przy okazji fragmentu gniazda to już jest sukces. Potem okazuje się, że odwrócone gniazdo zaczyna się zachowywać anormalnie. Jasne plastry mimo krzyżaków w korpusach zaczynają się giąć. Kładą się na siebie ponieważ mają formę zwisających języczków, które dopiero po kompletnym odbudowaniu łączone są ze ścianami ula. Miękka woszczyna zaczyna się zlepiać ze sobą. Wylatujący nakrop też oblepia pszczoły. Plaster trutowy, który chcemy wyciąć zazwyczaj jest drugim z brzegu i ciągnie się od połowy gniazda. Wycinając go trzeba przedzierać się przez pozostałe krzyżaki do środka gniazda uszkadzając pozostałe plastry.
Robota głupiego, czyż nie?

Zaznaczyć też trzeba, że mateczniki rojowe w takim gnieździe także nie zawsze będą umieszczone na samym dole. A jeśli tam się nie znajdą bardzo łatwo przeoczyć czas, w którym należy wykonać rójkę. Zostaje tylko być gotowym na łapanie rojów. Niekontrolowane rojenie może doprowadzić do straty pszczół a to akurat nie jest potrzebne żadnemu pszczelarzowi.

Następne rozważania chcę poświęcić bardzo lubianemu przez niektórych ulowi mającego korzenie w dalekiej Afryce i spopularyzowanemu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej a kryjącym się pod anglojęzycznym skrótem TBH.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz